Piszę to, aby uświadomić Tobie, jak wielką próbę musiałem podjąć i jak niebezpieczną tajemnicę wyjaśnić; piszę również dla samego siebie, aby uczcić pamięć tych naszych przodków, którzy przede mną próbowali te zagadkę rozwiązać. A może i po to, aby dokładnie przeanalizować raz jeszcze to, co przeżyłem.
Jakiż to niefart rzucił mnie w ten urokliwy zakątek Wielkiej Brytanii, gdzie przyszło mi poszukiwać informacji na różne tematy w iście angielskim stylu i języku? W końcu powróciłem do tego miejsca, po 12 latach niebytności… do posiadłości Black Mirror. W miejscu tym czułem się nieswojo i niezbyt miło wspominam pobyt tutaj w młodości. Lecz wszystkie radosne chwile zawdzięczam jednej osobie – mianowicie dziadkowi, Williamowi Gordonowi. Mówię o Nim w czasie przeszłym, gdyż sprowadził mnie tu jego pogrzeb. Tak nagła śmierć i zdawkowe relacje obudziły moje niepewności co do domniemanego samobójstwa jednego z przedstawicieli rodu Gordonów, sięgającego swymi korzeniami do czasów średniowiecza. Dlatego nie oglądając się na wiek i złe samopoczucie właścicielki oraz na zajętego wiecznie Pana posiadłości, postanowiłem zabrać się za wyjaśnienie nieścisłości nurtujących moje wnętrze.
Na pierwszy plan wysuwają się, według mnie, miejsca. Tak… pamiętam doskonale te opowieści i legendy dotyczące: posiadłości Black Mirror, leżącej niedaleko parafii Warmhill i jej historii związanej z moimi przodkami, lasu i kopalni – gdzie zginęło już nie pamiętam ilu ludzi, wioski Willow Creek i rzeki tam przepływającej, gdzie pływałem z kolegami jako młody chłopiec, oraz szpitala w Ashburry i kamiennego kręgu nieopodal lasu. Dwóch miejsc, których bałem się i o których ludzie opowiadali różne, dziwne i straszne rzeczy. Charakterystyka postaci była również dobrze dopasowana. Wujostwo rozsiewało wokół siebie aurę iście angielskiej arystokracji; głosy postaci i ich zachowanie, nie sprawiały wrażenia ‘nie na swoim miejscu’.
Ileż to razy musiałem się głowić nad wykorzystaniem różnych znalezionych rzeczy, w przeróżnych momentach. Oczywiście – pozostawione przez moich przodków zagadki również nierzadko doprowadzały mnie do szału, ale tylko dlatego, że jestem z natury impulsywny. Zapewne ktokolwiek inny, kto szedłby moim tropem i miał możliwość zmagania się z tymi samymi przygodami, poradziłby sobie może nawet szybciej. Nie wiem… Z mojej strony zrobiłem wszystko, co nakazywała logika i zdrowy rozsądek. Zapewne z powodu logicznego myślenia tych, którzy pozostawili mi tę drogę do rozwiązania zagadek – nie miałem z tym większego kłopotu. Choć z powodu błędnie podjętej decyzji, kilkakrotnie musiałem podejmować próby rozwiązania problemu od nowa, co nieco irytowało – jednak zagadki i zadania były dobrze skonstruowane i pochowane. Nie sądziłem, że kiedykolwiek stanę ‘oko w oko’ z klimatem tak lubianych przeze mnie powieści Edgar’a Allan’a Poe i Lovecroft’a. Cały czas czułem narastające napięcie, nie tylko z racji dochodzenia do skrywanych przez moją rodzinę sekretów, lecz poprzez atmosferę jaka panowała w w/w powieściach. Czułem się chwilami jak bohater jednej z nich.
Niektórzy śmieją się teraz ze mnie, ale gdy sobie to przypomnę, mógłbym przysiąc, że Agatha Christie bądź Alfred Hitchcock trzymali pieczę nad całą tą historią. Mam wrażenie, że większość z opowieści z takich miejscowości jak Black Mirror, dała początek owym historiom opowiadanym przez znanych, nie tylko mi, autorów. Śledztwo, które prowadziłem odkrywało przede mną swe podwoje dość powoli, wręcz flegmatycznie (jak mówią o nas, Brytyjczykach, że wszystko w taki sposób robimy), lecz moim wnioskiem było to, iż dodawało to uroku historii i tajemniczości skrywanym sekretom.
Miejsca, w których przychodziło mi rozwiązywać tajemnicę Black Mirror zadziałały na mnie niesamowicie. Pomimo, że znałem je od dziecka, to jednak tym razem tworzyły niesamowitą aurę grozy. To na pewno zasługa przytłumionego światła, gry ciemnych i jasnych kolorów oraz nadgryzionych zębem czasu miejsc. Oj…dużo tu się zmieniło. Oprócz doskonale odtworzonych miejsc, wnętrz wprawiających w osobliwy klimat za sprawą ręcznie rysowanego tła, dom zachowany w stylu niczym nie odbiegającym od klasy właścicieli i podkreślający na każdym piętrze, poprzez ogromne portrety, przepych oraz tradycję rodu sięgającego korzeniami średniowiecza. Zawsze miałem wrażenie, że spoglądają na mnie z tych ram i lustrują – czy moje zachowanie jest odpowiednie do miana nazwiska – Gordon.
Kolejnym elementem budującym klimat w trakcie mojego śledztwa były dźwięki oraz muzyka… Nastrojowa muzyka, a czasem jej brak, wymuszał wsłuchiwanie się w odgłosy, prawdę mówiąc bardzo dobrze dopracowane. W różnych miejscach w czasie wędrówki spotykałem się z odgłosami natury czy to w dzień, czy w nocy, co jeszcze potęgowało wewnętrzny niepokój i lęk. W zamkniętych przestrzeniach w domu, w lochach czy w kościele, a nawet w grobowcach – o kopalni nie wspominając, czułem wręcz unoszący się w powietrzu koszmar nieszczęśliwych epizodów, które w tamtych miejscach się zdarzyły, podkreślany dźwiękami dochodzącymi z każdej strony.
W trakcie mojego dochodzenia zacząłem się powoli denerwować z powodu biegania ‘palcem po mapie’, a co gorsza po całej miejscowości, w poszukiwaniu odpowiedzi na jakieś pytanie, bądź w celu uzyskania istotnej informacji. Było to irytujące, zwłaszcza jeśli osoba nie spieszyła się z odpowiedzią. Po zakończonej rozmowie, nieraz trzeba było szukać rozmówcy na innym miejscu. Może na wszystkich tak działała ta posiadłość i moje dochodzenie w tej delikatnej sprawie. Zapewne to nasza wspólna, negatywna cecha, która przestaje być zauważalna dla kogoś kto się przyzwyczaił do tego… ja nie.
Oprócz tego przychodziło mi, co stawało się z czasem frustrujące, chodzić czasem na oślep, bez jakiejkolwiek wskazówki gdzie mógłbym trafić na kolejny ślad. Należało się pytać wszystkich postaci, a często dopiero drugie czy trzecie pytanie, bądź spotkanie dawało odpowiedni rezultat. Oczywiście podobnie sprawa miała się z przedmiotami, niektóre na pierwszy rzut oka nie wydawały się potrzebne – jednak sprawdzanie pomieszczeń i schowków kilka razy, pozwalało na użycie jakiegoś przedmiotu. Mój ekwipunek znajdował się poniżej opowiadanej historii i kiedy chciałem czegoś użyć, wystarczyło po to sięgnąć.
Czułem, jak ręka Williama kieruje moimi krokami w dobrym kierunku. Zawsze mogłem na Niego liczyć…zawsze Mu ufałem.
Powinienem Cię przestrzec przed pułapkami, które w pewnych momentach mogły doprowadzić do mojej śmierci. Zawsze jednak mogłem liczyć na swój dziennik i wrócić do miejsca, w którym popełniłem błąd i przeanalizować to jeszcze raz. Zdarzało mi się „deja vu” – gdzieś już spotkałem się z takim a nie innym rozwiązaniem: czy to układanka, czy przełączanie w odpowiedniej kolejności, czy wyjęcie klucza z zamka.
Zauważyłem kilka błędów w formie przekładu tej opowieści na języki obce, zwłaszcza na język polski. Szczególnie widoczne to było w powtarzaniu niektórych nazw przedmiotów. Pewnego rodzaju plusem było to, iż cała historia była opowiedziana w języku angielskim. Głosy podkładane przez aktorów, opowiadających tamtą historię – dali z siebie wszystko i nie zauważyłem rażących wpadek, każdy dobrze wczuł się w postać jaką przedstawiał. Uderzył mnie jednak brak odpowiedzialności za przekład tej opowieści. No coż… nikt nie jest wolny od błędów.
Rękopis znaleziony na biurku, w pracowni, w wieży Williama i Samuela:
„Ja, Samuel Gordon byłem bohaterem gry przygodowej z gatunku point&click z elementami horroru i thrillera medycznego, autorstwa czeskiej grupy Unknown Identity. Muszę powiedzieć, że przerażony byłem rozwiązaniem zagadki, nad którą William pracował oraz tym, jak mnie potraktował odnośnie posiadłości Black Mirror. Ale nie mam Mu tego za złe, zważywszy jak potoczyły się losy tej historii.
Podsumowując jej zakończenie i zapisując ją w poniższym streszczeniu wskazać chciałbym na kilka elementów.
Na początku postaram się zwrócić Twoją uwagę na samą konstrukcję opowieści; historia jest połączeniem wątku kryminalnego z legendą i tajemnicą rodzinną powiązaną ściśle z dziwnymi eksperymentami, procederem mającym miejsce już w czasach średniowiecza, zapoczątkowanym przez moich przodków. Jak się dowiedziałem kontynuowany był… aż do czasów współczesnych.
Również element dialogów został potraktowany przez moich rozmówców inteligentnie, bo któż chciałby czekać właśnie na mnie, aż się zjawię i odpowiadać na niepokojące pytania. Każdy przecież ma swoje obowiązki i zajęcia.
Wspominałem już o tym, ale pomieszczenia i miejsca zrobiły na mnie ogromne wrażenie, nie mógłbym tego pominąć i w tym miejscu; zapewne jak mawiał Heraklit: „Nie wejdzie się dwa razy do tej samej wody”. I dlatego może nie odczujesz tego co ja, kiedy rozwiązywałem sekret Black Mirror, błądząc po okolicach miasteczka Willow Creek i po Walii.
Mam świadomość, że wszystko to co opisałem, mogło zrobić na Tobie złe wrażenie. Jednak wierzę, że to czego dokonałem, pomoże nam żyć w lepszym świecie, ponieważ nie będzie już w naszej rodzinie nikogo, kto by pozwolił aby powtórzył się koszmar tamtych strasznych dni.
Wiem, że będziesz dobrym właścicielem i gospodarzem Black Mirror, więc przekazuję Ci posiadłość i dobra do niej przylegające, jak niegdyś przekazał mi je William.
Podpisane,
sir Samuel Gordon”