Początki…
Atlantis I: The Lost Tales – czyli nasze Zaginione Opowieści, wydana w 1997 roku przygodówka to nadal dla wielu niedościgniony ideał, prawdziwa klasyka. Opowiada historię Setha – młodego mężczyzny, mieszkańca tytułowej Atlantydy. Przybywa właśnie do pałacu, by tam zostać Towarzyszem Królowej, odbyć u niej służbę (na Atlantydzie to właśnie kobieta sprawuje władzę). Jednak zaraz po jego przybyciu królowa zostaje porwana, a Seth oczywiście podejmuje się zadania odnalezienia władczyni. Podczas swojej podróży zwiedzi kawał świata – zaczynając od tytułowej Atlantydy, przez lodowy Szpicbergen, gorącą wyspę Para Nua, na Labiryncie Minotaura kończąc. Grafika została wykonana – jak na tamte czasy – z niebywałą precyzją i dokładnością, nie mogącą się nie podobać. Całość została oparta na silniku Omni-3D, który wtedy był nowością, choć Atlantis nie była pierwszą grą na nim opartą. Dzięki niemu oglądamy akcję z oczu bohatera i mamy możliwość swobodnego obrotu o 360 stopni, oraz widok zarówno w górę jak i w dół, zmusza on jednak do podążania tylko po wyznaczonej przez autorów ścieżce. Dla każdego miejsca, które odwiedzi Seth skomponowano inne motywy muzyczne, które po pierwszej części Atlantis stały się znakiem rozpoznawczym Cryo i ich produkcji. Utwory są świetne, idealne pasują do gry i po prostu nie sposób ich nie zauważyć, szczególnie tego, gdy Seth leci jedną z latających łodzi… Tak, dobrze przeczytaliście – latających łodzi, bo jak wiadomo technologia Atlantydów była bardzo rozwinięta, co pozwalało im tworzyć niesamowite rzeczy. Dlatego też zagadki, które napotkamypodczas gry, a jest ich naprawdę dużo, również są nieprzeciętne. Głównie rozwiązujemy tu różnego rodzaju układanki – uruchamiamy dziwne maszyny, składamy do kupy różne elementy. Jest ich naprawdę dużo, znalazło się nawet miejsce dla dwóch mini-gierek i byłoby prawie idealnie, gdyby nie dość częste elementy zręcznościowe, powodujące najczęściej śmierć głównego bohatera, których nie da się niestety ominąć. Jednak nie psuje to tak bardzo całości i gra jest po prostu wyśmienita. Wszystkie to tworzy niepowtarzalny klimat, który pamięta się bardzo długo.
Dalej równie dobrze?
Atlantis II – Cryo w 1999 wydało dość luźną kontynuację świetnych Zaginionych Opowieści. Tym razem wcielamy się w Tena, potomka Setha, który będzie musiał rozwiązać zagadkę tajemniczej supernowej, widocznej na niebie nawet w dzień. W tym celu będzie musiał skompletować „drogę” do Shambhali, mitycznej krainy, by pokonać zło ponownie zagrażające światu. Fabuła jest dużo bardziej zagmatwana niż w poprzedniczce, pełna niewyjaśnionych pytań i niedomówień, co nie dało najlepszego efektu. Sama gra została niejako podzielona na trzy etapy, w których kolejno musimy zdobyć elementy „drogi”. Odwiedzimy więc Chiny, Jukatan i Irlandię. Każda z krain ma inną historię, w każdej również przybieramy inną postać, by uporać się z dręczącym nas aktualnie problemem, a że nasz bohater jest wyjątkowo dzielny, to nie zawaha się nawet zejść do… piekieł. W całej drodze czeka nas bardzo dużo zagadek, podobnych zresztą do tych w pierwszej części, ale jedynie pod względem teoretycznym. Tak naprawdę są o wiele trudniejsze i o ile w Zaginionych Opowieściach kłopotem było jedynie dojście do rozwiązania, to tu tak naprawdę zastanawiamy się, na czym zagadka polega. Dużo lepiej za to Cryo spisało się tworząc grafikę i muzykę. Ponownie mamy do czynienia z widokiem fpp, jednak teraz wszystko jest dużo bardziej szczegółowe, podane w wyższej rozdzielczości. Naprawdę widać, że ponownie włożono w nią bardzo dużo pracy. Za to w drugiej części muzyka stała się prawdziwym majstersztykiem – kto grał i pamiętał, co leciało z głośników podczas pobytu w Irlandii, ten wie, o czym mówię. Po prostu muzyka w Atlantis II jest jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek stworzono na potrzeby gry komputerowej, Cryo znowu stanęło na wysokości zadania. Całość składa się na naprawdę dobrą grę, jednak na pewno nie lepszą niż pierwsza część. Mimo, że grafika i muzyka są dużo lepsze, uleciało gdzieś trochę tego mitycznego, atlantydzkiego klimatu, zresztą samego związku z Atlantydą jest tu niewiele. Dla kogoś, kto nie miał do czynienia z pierwszą częścią to świetna, wciągająca na długie godziny gra, a dla prawdziwych fanów małe rozczarowanie.
A miało być tak pięknie
Atlantis III: The New World – Nowemu Światu towarzyszyły szumne zapowiedzi Cryo i bardzo duże oczekiwania graczy. Niestety skończyło się tylko na takich zapowiedziach, o czym przekonaliśmy się w 2001, bo sama gra, mimo że nie jest zła, to i tak w porównaniu do dwóch poprzedniczek przegrywa w przedbiegach. Najważniejszą zmianą jest przeniesienie akcji w przyszłość, aż do XXI wieku, a dokładniej 2020. Kierujemy młodą panią archeolog, która wyruszyła – jak to archeolog – na bezkresną pustynię Hoggar by tam rozpocząć poszukiwania nieznanej egipskiej osady. Sęk w tym, że od miejsca jej poszukiwań do Egiptu jest jakieś kilka tysięcy kilometrów. Nasza bohaterka jednak nie zraża się tym, a na swojej drodze, jak to zazwyczaj bywa, szybko spotka wiernego sprzymierzeńca, jak i wielkiego niesprawiedliwego, który do swoich niecnych czynów ma zamiar użyć znalezionej przez niego Kryształowej Czaszki. Aby go powstrzymać, będzie musiała oczywiście ruszyć w podróż – cofnie się nawet do czasów prehistorycznych, a nawet zahaczy do kraju z „Baśni Tysiąca i Jednej Nocy”. Przypomina to podróże Tena z części drugiej, podobnie zdobywa się elementy drogi. Fabuła nie rozczarowuje, ale na pewno boli przeniesienie akcji do przyszłości – już nie ma śladu po tym klimacie, ani nawet związku z Atlantydą! Wydaje się, że ten wątek wrzucono tu na siłę, żeby tylko móc napisać na pudełku Atlantis – w końcu dzięki temu sprzeda się jeszcze lepiej. Wielka szkoda. Za to jak zwykle czeka nas miłe zaskoczenie w związku z grafiką, ale już niestety mniejsze, jeśli przysłuchamy się muzyce (robił ją kto inny niż w pierwszych dwóch częściach). Nie zrezygnowano na szczęście ze sposobu przedstawiania akcji i ponownie mamy fpp, oczywiście możliwość ustawianie jeszcze wyższej rozdzielczości, co daje bardzo miły dla oka efekt. Tła są ładnie zrobione, podobnie jak świetne animacje, widać po prostu rękę fachowców. Również zagadki na szczęście pozostały bez zmian i nadal mamy wszelkiego rodzaju problemy logiczne oraz układanki, tyle, że jakby troszkę ciekawsze i bardziej wymyślne, a ich rozwiązywanie dostarcza więcej przyjemności. Cała gra to jednak ogromne rozczarowanie – to po prostu nie ten sam Atlantis.
Pierwsza część była czymś wyjątkowym, następne niestety były coraz gorsze, jednak każda z nich to osobna historia, sama w sobie bardzo dobra. Dla fanów przygodówek to gry, które po prostu trzeba mieć. Historia Atlantydy składa się łącznie z 11 płyt (2 pierwsze części 4CD, trzecia tylko na 3), a kupić je można bez problemu wydając na każdą z nich 20 lub 30 zł, na dodatek w polskiej wersji językowej. Naprawdę świetna okazja, żeby mieć w swojej kolekcji te wspaniałe gry.